16. Nic nie mów (Say Anything) 1989

reż. Cameron Crowe

Zakończenie liceum i początek wakacji. Lloyd zauroczony najpilniejszą dziewczyną w szkole zdobywa się na odwagę by zaprosić ją na imprezę. Tak zaczyna się piękna znajomość.


Trochę nie wiem co mam napisać. Nie wiedziałam jak się zabrać do tej notki. Od dłuższego czasu mam ogromną słabość do filmów z lat 80., szczególnie do gatunku młodzieżowego i do dramatów-romansów. Te filmy miały w sobie coś niepowtarzalnego, czego nie da się skopiować. "Say anything" może wydawać się błahy, trochę kiczowaty (jak przystało na tamte lata), ale skradł moje serce. No dobra, w dużej mierze to John Cusack.

Przede wszystkim "Say Anything" jest prawdziwy. To co mnie ujmuje w filmach zawsze, ale to zawsze, to autentyczność. Fajnie jest pooglądać wielkie romanse albo absurdalny czarny humor, ale dopiero gdy widzę bohaterów, którzy są prawdziwi - czapki z głów.
Z drugiej strony Lloyd jest jednym z tych odrealnionych mężczyzn w świecie filmu. Jak Johnny z "Dirty Dancing". Ma wady, ale i tak mam wrażenie, że tacy faceci po prostu po świecie nie chodzą. Film ten dał się zapamiętać za kultową scenę z boomboxem i, I swear, słusznie postać Lloyda jest uważana za wielką kreację Johna Cusacka. Zabawne, bo to "tylko" rom-kom dla młodzieży... Można? Można!

W ogóle fabuła choć nie jest niesamowicie zaskakująca nie jest też całkowicie przewidywalna. Podczas seansu trzymam kciuki za związek bohaterów, a to chyba najważniejsze gdy mam do czynienia z filmem, z założenia, romantycznym. Jest też z czego się pośmiać.
I ta muzyka... Dodaje tylu emocji. Kino lat 80. ma jeszcze tą wielką przewagę - że muzyka jest nie do podrobienia i żadna inna nie wkrada się tak do serca. ("In your eyes" jest u mnie od miesiąca nieustannie na ripicie).

Chcę oglądać takich filmów więcej i więcej. Czasem chciałabym się przenieść w ich rzeczywistość. Uczucie podobne do zakochania.

Moja ocena na filmweb: 9/10

0 komentarze: