Osiem (właściwie dziewięć) osób czekających w zajeździe na przejście śnieżycy okazuje się dość nieufną grupą. Bardzo, zresztą, słusznie.
Matko, ale jestem do tyłu z tymi recenzjami. Jak weszłam na filmweb to nie wiedziałam o czym mam napisać!!! Będzie prościej gdy w komentarzu napiszecie jaki gatunek filmowy chcielibyście zobaczyć. Postaram się zrobić następną recenzję polecającą film właśnie z tego gatunku :)
Do rzeczy koledzy i koleżanki.
Q. Oh my Q. Ja nic złego o nim nie powiem, nigdy, nawet gdy się zestarzeje i coś spierniczy, to co zrobił do tej pory jest jego usprawiedliwieniem bezterminowym!
W końcu od Quentina wszystko się zaczęło. Choć wychowywano mnie w kulturze filmowej, to "Pulp Fiction" skłoniło mnie do poszerzenie kinowych horyzontów. Ah, wzruszam się gdy o tym myślę.
Aaaa, miałam pisać o "Hateful Eight", już piszę :D
Po pierwsze obsada (jak zwykle) bezbłędna.
Największe propsy dla Tima Rotha; chciałabym powiedzieć, że za akcent, ale przecież on go nawet nie musiał grać. No ale w końcu nie co dzień spotyka się Rotha na krakowskim rynku, więc sentyment pozostał i jak na Anglika przystało Tim jest o klasę wyżej ze swoim aktorstwem. Tak z zasady!
Wieeeeelkie ukłony dla Czajnika, który stara się jak może pozbyć metki drewno-mięśniaka, a jak wiadomo u Q wszyscy pozbywają się stereotypów :)
I Kurt Russell przezabawny jak zawsze!
Największe propsy dla Tima Rotha; chciałabym powiedzieć, że za akcent, ale przecież on go nawet nie musiał grać. No ale w końcu nie co dzień spotyka się Rotha na krakowskim rynku, więc sentyment pozostał i jak na Anglika przystało Tim jest o klasę wyżej ze swoim aktorstwem. Tak z zasady!
Wieeeeelkie ukłony dla Czajnika, który stara się jak może pozbyć metki drewno-mięśniaka, a jak wiadomo u Q wszyscy pozbywają się stereotypów :)
I Kurt Russell przezabawny jak zawsze!
Po drugie western. Dużo bardziej przypadł mi do gustu niż Django, może dlatego, że wolę filmy kameralne, a tu większość akcji dzieje się w jednym pomieszczeniu.
I jest intryga! Wcale nie taka prosta do rozgryzienia, jak na dobre kino przystało.
I jest intryga! Wcale nie taka prosta do rozgryzienia, jak na dobre kino przystało.
Jest też DUŻO krwi. What a surprise! Bardziej jak w "Kill Bill" niż jak we "Wściekłych psach" więc dużo lżej mi się oglądało. Ale jeśli komuś robi się słabo przy I shot Marvin in a face! to na pewno nie powinien oglądać "Hateful Eight", bo spędzi cały seans z zasłoniętymi oczami :D
Love Q forever!!!
Czyli nie jestem jedyna, której Ósemka bardziej przypadła do gustu niż Django! :)
OdpowiedzUsuń