Margaret pewnego dnia zabiera córkę i ucieka od męża. Kobieta stara się utrzymać ze sprzedaży portretów; jej styl charakteryzują duże oczy postaci. Nie wiedzie jej się jednak najlepiej do czasu gdy poznaje Waltera, który zainteresuje się jej osobą... a przede wszystkim jej talentem.
Nadal nie mogę uwierzyć, że to film Burtona. Jest... nijaki. Poprawny. Niewystarczająco zabawny, nie do końca dramatyczny. Charakterystyczny burtonowski absurd stracił "burtonowskość" i pozostał tylko absurdem. Wydaje się, że Adams i Waltz włożyli w stworzenie postaci minimum wysiłku. Tak świetnie zapowiadający się austriacki aktor chyba jednak ogranicza się do jednej miny. To już któryś z kolei film, który utwierdza mnie w tym rozczarowującym przekonaniu. Amy natomiast po raz kolejny nudzi mnie i nie zaskakuje.
Sama historia ma duży potencjał. Zachęca to, że jest oparta na faktach; oglądam i uświadamiam sobie, że to zaledwie kilkadziesiąt lat temu kobieta nie mogła zaistnieć nawet w takiej, zdawać by się mogło, błahej dziedzinie jak sztuka.
Jako film sam w sobie jest ok. Szału nie ma, nie ma katastrofy. Dla mnie to "takie do obejrzenia z braku czegoś lepszego".
Ale jako film, który wyszedł od Burtona jestem mocno zawiedziona. Sam sobie postawiłeś taką poprzeczkę, to trzymaj człowieku poziom.
Moja ocena na filmweb: 6/10
0 komentarze: