53. Frankie i Johnny (Frankie and Johnny) 1991

reż. Garry Marshall

Frankie jest kelnerką w greckiej knajpie w Nowym Jorku. Johnny właśnie wyszedł z więzienia i dostał pracę jako kucharz w tejże knajpie.


 Niby nic specjalnego. Kameralny film, garstka bohaterów i tylko ta dwójka - Frankie i Johnny - to postacie rozbudowane. Aż chciało by się zaśpiewać "a gdy się zejdą raz i drugi, kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością...". Tak, Frankie and Johnny ma to coś. 
Od razu rzuciło mi się w oczy, że Marshall chce nam opowiedzieć historię, która jest czymś więcej. Frankie więc mieszka w szokująco realistycznym jak na filmowe możliwości mieszkanku. Ich miejsce pracy tworzą prości ludzie ze swoimi wadami i dziwactwami, a szef (btw grany przez Hectora Elizondo, którego znamy lepiej jako manadżera hotelu z Pretty Woman - tak, tego anioła) nie jest krwiopijcą. Tak, wszystko inaczej niż się spodziewałam po takiej, jak mi się zdawało, historyjce.

Marshall zbudował relację między dwojgiem ludzi, do których nie jesteśmy przyzwyczajeni na ekranie. Ale po dłuższym namyśle są oni nam dużo bliżsi niż niejedna lubiana hollywoodzka para. Nie spodziewajcie się łez, dramatów i rozpaczliwych rozstań. Koniec końców pozostaje pytanie: "chcesz szczoteczkę do zębów?".

0 komentarze: