52. La La Land 2016

reż. Damien Chazelle

W LA mieszka wielu poszukiwaczy marzeń. Zdarza się że się w sobie zakochują.


Zupełnie nie mam pomysłu od czego tu zacząć. La La Land jest na pewno imponujący i na pewno już wiemy, że Chazelle urodził się by robić filmy. Głównie dlatego, że je rozumie. Pokazał nam to w Whiplash - nigdy nie podejrzewałam że zajęcia orkiestry mogą być tak trzymające w napięciu; a teraz pokazał to w La La Land. Pokazał że kino tworzą kolory, muzyka, humor i dramat. Ponadto w niesamowicie podprogowy sposób przemycił do fabuły właściwie całą Casablancę, tworząc nową jakość filmu, który wydawałby się zbyt wyjątkowy, by go "rimejkować". Cóż, jak się okazuje, nie trzeba tworzyć remake'ów by opowiedzieć tą samą historię we współczesny sposób. 
Poza Casablancą, znajdziemy tu mnóstwo innych filmowych smaczków; dam głowę że nie wyłapałam połowy z nich. Między innymi dlatego seans chętnie powtórzę, pewnie niejednokrotnie.
Sama muzyka mnie nie porwała z małymi wyjątkami - melodii przewodniej i może dwóch piosenek (jeszcze nie wróciłam do OST więc może to się zmieni). Ryan i Emma też raczej nie przebijają tu swoich najlepszych występów (akurat tą dwójkę oglądam bardzo chętnie i w La La Land nie widzę by weszli na wyżyny swoich możliwości), ale z drugiej strony, czy wymagamy tak wiele od tych postaci?
La La Land to film dla każdego. Dla filmowych laików i wyjadaczy; dla młodych z głową w chmurach i dla starszych, którzy mogą przypomnieć sobie jak to jest; dla zakochanych i poszukujących; dla wielbicieli wielkich możliwości jakie ma współczesne kino i dla tych którzy tęsknią za jego dawną magiczną prostotą. Polecam wszystkim. Bo chyba wszyscy jesteśmy marzycielami :)

0 komentarze: