24. Beztroskie lata w Ridgemont High (Fast Times at Ridgemont High) 1982

reż. Amy Heckerling

Perypetie kilkorga licealistów przeplatają się w szkole i miejscowym centrum handlowym.



Ugh, nawet nie byłam w stanie wymyślić lepszego i dłuższego opisu.
Przyznam szczerze, że nie rozumiem fenomenu tego filmu. Z drugiej strony nie rozumiem także fenomenu współczesnego mi "American Pie", a jednak oba filmy cieszyły się, i cieszą nadal dużą popularnością. W sumie mają nawet sporo wspólnego. Z resztą chyba plakat mówi sam za siebie...

Zdecydowanie "Fast Times..." to jeszcze nie ten klimat co teen films kilka lat później. (Musicie mi wybaczyć tą monotematyczność). Pomijając już zupełny brak pomysłu na scenariusz (aż trudno uwierzyć, że autorstwa Crowe'a!) - zlepek wątków kilku licealistów sprawia wrażenie zupełnie przypadkowego i nieprzemyślanego, jest to film z kiepskim humorem i bez polotu. Reżyseria siadła i widać to w każdej sekundzie. Młody Sean Penn filmu nie ratuje - wręcz przeciwnie; ten wiecznie naćpany surfer jest sztuczny jak twarz Donatelli. I straaaasznie irytuje. Trzy razy nie, panu już dziękujemy. Co więcej, Sean Penn jest jednym z moich filmowych autorytetów - nawet nie tyle ze względu na aktorstwo (choć facet jest świetny mimo, że musiał się wyrobić) ile na jego podejście do sztuki filmowej - a nie pociągnął tego. Ale może o tego typu ulubieńcach kiedy indziej.

W filmie nic się nie dzieje. Nie wiem do końca czy tak miało być; czy to taki "dzień z życia licealisty" czy to po prostu słaba opowieść.

Trochę nie miałam serca do końca uznać tego filmu za ostatni gniot i na filmwebie dałam "ujdzie"... ale może to trochę za wysoko.


0 komentarze: