56. Dear Zindagi 2016

reż. Gauri Shinde

Kaira, operatorka filmowa, marzy o zrobieniu pełnometrażowego filmu. Zanim wyjedzie do Nowego Jorku, by wykorzystać okazję życia, musi pojechać do rodzinnego domu na Goa.


 Może zbyt dawno nie oglądałam żadnego Bollywooda, ale Dear Zindagi bardzo mi się spodobał. Ba, ogromnie mnie wzruszył. 
Alia Bhatt to jakaś relatywnie nowa twarz w filmie (nie jestem na bieżąco od mniej więcej 4-5 lat) i muszę przyznać, że mi się podoba. Uwierzyłam jej postaci a o to chodziło; brak dziewczynie typowej bolly maniery, może z paroma wyjątkami. Myślę, że będą z niej ludzie. Shah natomiast mniej cringeworthy niż kiedyś, lepiej późno niż wcale ;) (A serio to i tak go kocham i nie jestem zbyt obiektywna). Podobała mi się jego postać, lubię gdy nie gra kochanków. 
W scenariuszu jest kilka sporych błędów/niedociągnięć, które troszkę popsuły mi przyjemność oglądania a filmowi ocenę, którą wystawiłam. Rozpoczęte i niezakończone wątki (nie w sensie otwartego zakończenia, tylko rodzaju dziury w akcji) trochę męczą, szczególnie, że przez większość seansu czekałam na rozwiązanie.
Piosenki przeciętne, ale chwała twórcom za zrezygnowanie z typowych sekwencji muzycznych a skupienie się na luźnych piosenkach, gdzie wszyscy nagle nie zaczynają tańczyć (nie żebym tego nie lubiła, ale w ten film by się zupełnie nie wpisały).

Polecam nie tylko dla bollymaniaków. W sumie to dobry film na pierwszą próbę z kinem indyjskim.

0 komentarze: